Peru

👍 Lima z doskonale zachowaną architekturą kolonialną, dobra na spacer, imprezę i kolację z widokiem na ocean
👍 Rezerwat Paracas i Islas Ballestas czyli Małe Galapagos 3 godziny jazdy od Limy
👍 3-dniowa wycieczka po Amazonii z noclegiem w dżungli, czyli krokodyle, papugi i wiele innych na wyciągnięcie ręki
👍 Cusco, dawna stolica państwa Inków z zachwycającą architekturą, położona 3800 m n.p.m.
👍 Machu Picchu – jeden z 7 cudów świata
👍 Jezioro Titicaca i nocleg na pływających wyspach ze słomy

Zainteresowany? Zapytaj o ofertę dla siebie!

Za dużo czytania? Zobacz relację na Instagramie.
Część I
Część II
Część III

Dzień 1, 2 marca 2022 r. – Madryt

Nasza podróż rozpoczęła się w Modlinie, skąd polecieliśmy do Madrytu, gdzie następnego dnia czekał nas lot do Meksyku, a jeszcze następnego dnia do Limy w Peru. Trochę skomplikowane, ale warte bardzo okazyjnej ceny lotów. Mexico City i Madryt to miasta, które podróżując trochę na zachód świata prędzej czy później będzie miało się okazję odwiedzić podczas przesiadki. I takie jednodniowe czy kilkugodzinne zwiedzanie uważam za wystarczające, jeśli naszym celem nie są muzea itp. Nie jestem z tych, dla których każde miasto jest najniezwyklejsze na świecie i polecają zwiedzać je przynajmniej tydzień, żeby choć trochę poczuć jego klimat. 🙂

Dzień 2, 3 marca 2022 r. – Mexico City

Późnym popołudniem dotarliśmy do Mexico City, w którym mimo położenia ponad 2000 m n.p.m. było dość ciepło. To była już moja druga wizyta w tym mieście. Centrum historyczne nie jest zbyt duże i spacer w tych okolicach nie wymaga zbyt wiele chodzenia.

Dzień 3, 4 marca 2022 r. – Mexico City, Bazylika Matki Bożej z Guadalupe, Lima

Po porannym spacerze po centrum Mexico City, a także mniej reprezentatywnych ulicach, w tym targu, pojechaliśmy do Bazyliki Matki Bożej z Guadalupe, miejsca chrześcijańskiego kultu odwiedzanego najczęściej na świecie, przez ponad 12 milionów osób rocznie. Abstrahując od wartości religijnej, samo miejsce jest dość betonowe i „nowoczesne” w stylu socrealizmu, poza dwoma mniejszymi starymi kościołami.

Wieczorem przylecieliśmy do Limy. Długa kolejka do kontroli paszportowej, Uber do hotelu (jak bardzo Uber ucywilizował świat taksówek!), nieudane poszukiwanie czegoś do zjedzenia (1 w nocy), sen.

Dzień 4, 5 marca 2022 r. – Lima

Po dość bogatym jak na Amerykę Południową śniadaniu wyruszyliśmy na zwiedzanie Limy. Rozpoczęliśmy od centrum, Plaza de Armas, czyli najważniejszego płazu w każdym większym mieście. W Limie stoi przy nim Katedra oraz Palacio del Gobierno, czyli siedziba rządu.

Wskazówka – bankomaty, które akceptują polskie karty (przynajmniej moją debetową PEKAO), co nie jest powszechne, mają najwyższy limit wypłat (700 soli, czyli ok. 840 zł) i nie doliczają żadnej prowizji do kwoty wypłaty (inne bankomaty nawet 15-19 soli), to bankomaty BCP, Banco Popular de Peru. O tym jak najkorzystniej i najbezpieczniej płacić i wypłacać pieniądze na całym świecie w walutach lokalnych, piszę w tym artykule. W skrócie, Konto Przekorzystne w PEKAO w złotówkach i jedyna potrzebna nam karta złotówkowa, bez kont walutowych, kantorów czy wymian jak w Revolucie. Kurs wymiany jest jak forexowy, nie może być lepszy. Wożenie ze sobą gotówki, np. dolarów na wymianę, to nie tylko mało bezpieczny pomysł, ale także ostatecznie uzyskany gorszy kurs waluty lokalnej. Gotówki, nawet w małej ilości, nie wożę ze sobą nigdzie od prawie 10 lat. Jedyny wyjątek to był Iran, odcięty od światowego systemu bankowego.

Następnie odwiedziliśmy Casa de Aliaga, jeden z najstarszych i najlepiej zachowanych domów w stylu kolonialnym w Ameryce Południowej, który od 1535 r., 17 pokoleń jest w posiadaniu pochodzącej z Hiszpanii rodziny Aliaga. To było coś. Zwiedzając różne muzea, pałace czy zamki, często zwracam uwagę, że zwiedza się podłogi, sufity, ewentualnie obrazy i pojedyncze meble w pustych salach. Poza tym niewiele jest śladów codziennego życia, które się tam toczyło. Ten dom stanowił wyjątek. W końcu do dzisiaj, w niedostępnej do zwiedzania części domu, mieszkają jego właściciele.

Dzięki WiFi w McDonaldsie przemieściliśmy się Uberem do nadmorskiej dzielnicy Barranco. Wysiedliśmy przy restauracji Rustica, położonej przy samym morzu i schodach prowadzących w górę dzielnicy. Idealne miejsce na posiłek, odpoczynek i rozpoczęcie kolejnego spaceru. Było to niestety jedyne miejsce, gdzie serwowano znaną nam z wrocławskiej Peruviany, „real margaritę”, czyli margaritę, w naszym wypadku ulubioną marakujową, z małą butelką piwa Corona, powoli uwalniającą swoją zawartość. Pierwszy raz spróbowaliśmy klasycznego dania, czyli lomo saltado, kawałków aromatycznie przyprawionej wołowiny z cebulą i papryką.

Wieczorem spacerowaliśmy rozrywkową, pełną restauracji i barów dzielnicą Miraflores, w której był nasz hotel.

Dzień 5, 6 marca 2022 r. – Puerto Maldonado, Tambopata National Reserve (Amazonia)

W ciągu niecałych 2 godzin pokonaliśmy samolotem drogę, która zajęłaby autobusem ok. 30 godzin. Wylądowaliśmy w Puerto Maldonado, Amazonii. Już widoki z samolotu były niesamowite. Zwarta, gęsta zieleń, obficie meandrujące rzeki, liczne starorzecza. Zieleń nie wdzierała się tylko tam, gdzie jej nie pozwolono, czyli była prawie po sam pas startowy.

Dzięki potędze internetu nie musieliśmy zmarnować tego dopiero rozpoczynającego się dnia na organizację wycieczki po dżungli, porównywanie cen w biurach w mieście (które nie jest interesujące), lecz od razu zostaliśmy odebrani przez naszego wspaniałego przewodnika Dino i wyruszyliśmy w 2-godzinną drogę do pierwszego miejsca noclegu nad rzeką Tambopata. Kiedy po dotarciu na brzeg przepływaliśmy na drugą stronę rzeki, zobaczyliśmy ogromnego kajmana zsuwającego się z brzegu do wody. Zjedliśmy obiad i odpoczęliśmy chwilę w dość komfortowych jak na dżunglę domkach.

Tego dnia weszliśmy do dżungli za dnia, kiedy spotkaliśmy różne rodzaje mrówek, małpy, ary, tukana (a bardziej jego odgłosy) oraz w nocy, kiedy to łatwiej spotkać np. tarantulę (wstydliwą i wcale nie groźną), co szczęśliwie nam się udało – nie jedyny raz podczas wycieczki.

Dzień 6, 7 marca 2022 r. – obserwowanie lizawek w Tambopata National Reserve, zmiana obozu

Przed 5 rano, kiedy było jeszcze ciemno, wyruszyliśmy w godzinną podróż łódką w stronę skał bogatych w różne minerały, w tym sól, które upodobały sobie papugi (lizawki), zlatujące się tu ranną porą,. Nie można było podpłynąć blisko, obserwowaliśmy je z drugiego brzegu rzeki, ale dzięki świetnemu sprzętowi naszego przewodnika, udało nam się zrobić piękne zdjęcia.

Wróciliśmy do naszego lodge na obiad, po którym wróciliśmy busikiem do Puerto Maldonado, by wyruszyć w 40-minutową podróż łódką w drugą stronę rzeki, w stronę Jeziora Sandoval.

Po krótkim odpoczynku w basenie przyszedł czas na nocną przejażdżkę łódką w celu tropienia kajmanów. Sukcesy nie były spektakularne, 2 średnie kajmany, ale sama przejażdżka i klimat nocy były przyjemne.

Dzień 7, 8 marca 2022 r. – Lago Sandoval

Podobnie jak poprzedniego dnia, wyruszyliśmy łódką przed wschodem słońca. Później, po 3 kilometrach dość komfortowego spaceru po drewnianej ścieżce dotarliśmy do przystani łódek (tylko z wiosłami) pływających po jeziorze Sandoval. To było piękne przeżycie. Kajmany, przeróżne ptaki, małpy, a nawet mała anakonda. Nasz przewodnik opowiedział nam, że przed rokiem 2000, kiedy utworzono tu rezerwat, mimo krokodyli, piranii i innych zagrożeń, ludzie pływali w tym jeziorze, a nawet odbywały się tu zajęcia WF-u.

Po powrocie do naszego lodge i obiedzie, wyruszyliśmy na ostatni spacer na wyspę małp. Niestety, choć w zasadzie to szczęśliwie, że dopiero teraz, w ostatnich chwilach w puszczy, padał deszcz, co było ciekawym doświadczeniem podczas spaceru, jednak zniechęciło małpy do pokazania się nam.

Wycieczka była wspaniała. Przewyższyła moje oczekiwania, a zwłaszcza te w zakresie intensywnego wykorzystania czasu. Bywa, że w wycieczkach jest niewiele tego, co stanowi ich sens. Przeważa transport, kwestie techniczne, wizyty w zaprzyjaźnionych sklepach zwanych muzeami (jak np. w Egipcie, którego m.in. dlatego nie jestem fanem), czas wolny, posiłki. Tutaj poza snem, na który wcale nie było tak dużo czasu, bo jakieś 8 godzin od końca kolacji do zbiórki rano, mieliśmy posiłki i poza nimi tylko krótkie przerwy na odpoczynek. Cały czas coś się działo. A nas przewodnik Dino był wspaniały. Zapewne wielu przewodników ma podobnie duża wiedzę, dobry sprzęt do obserwacji zwierząt, wyczulone zmysły na zwierzęta, których nigdy byśmy sami nie zauważyli oraz dużo zaangażowania, ale czym ponadto wyróżniał się nasz przewodnik to osobowość. Nie był śmieszkiem i showmanem jak inni których spotykaliśmy, tylko oazą spokoju. Skromny, spokojny, uprzejmy, ale jednocześnie nie odczuwaliśmy względem niego jakichś barier czy dystansu. Bardzo to doceniliśmy, bo w końcu spędziliśmy prawie 3 pełne dni razem.

Jednego wieczoru opowiedział nam o szamańskich rytuałach, w jakich tutejsi mieszkańcy, w tym on, biorą udział. Np. ayahuasca, czyli rytualne picie ziołowego napoju z ziół, o działaniu halucynogennym, po którym myśli się, że się umiera, ale ostatecznie efekt jest oczyszczający ciało i umysł, a sił przybywa. Jeśli napój okaże się niewystarczający, bezpośrednio do nosdrzy szaman wdmuchuje dym z palonych ziół. Inny rytuał to szczepionka z jadu żaby, także dodająca sił i witalności. Najpierw wypala się w skórze odpowiednią ilość dziurek (na pamiątkę nasz przewodnik miał tatuaż w tym miejscu, 6 dziurek), a następnie w nie wkrapia patykiem jad żaby. Przy tym rytuale także myśli się, że się umiera, ale ostateczny efekt to napływ siły, witalności i odporności. Usłyszeliśmy także historię o duchach lasu, które potrafią zarówno pomóc w przypadku zagubienia się w selwie (po hiszpańsku puszcza), jak i jeszcze bardziej w niej zagubić, np. pod postacią nieznanego wędrowca, który proponuje pomoc w odnalezieniu drogi, okazującą się niedźwiedzią przysługą, a następnie znika. Jesteśmy raczej racjonalistami, ale miło było posłuchać tych historii jako dziedzictwa kulturowego. 🙂

Wróciliśmy do Puerto Maldonado, mieliśmy dłuższą chwilę na zjedzenie kolacji i ludzie z biura odwieźli nas na nocny autobus do Cusco. Za 110 soli, czyli ok. 130 zł jechaliśmy 10 godzin przez ciężki, górski teren, wznosząc się z 183 m np.m. na wysokość 3400 m n.p.m., na której leży Cusco. W kubełkowych fotelach klasy biznes, rozkładających się na płasko, do 180 stopni, tak, że nasze plecy nie zbliżały się do sąsiada z tyłu, tylko do ścianki fotela, która zapewniała nam prywatność.

Dzień 8, 9 marca 2022 r. – Cusco

W związku z dużą wysokością niektórzy z nas odczuwali w autobusie, jak i w ciągu dnia w Cusco dolegliwości typowe dla choroby wysokościowej, czyli szybkie bicie serca, ból głowy, płytki oddech, mdłości. Butelki z zupełnie niegazowaną wodą i kosmetyki w tubkach po pierwszym otwarciu syczały, wypuszczając z siebie nadciśnienie względem aktualnego ciśnienia, a pasta do zębów sama wypływała. Z kolei pod koniec podróży wracając znad Jeziora Titicaca (ponad 3800 m n.p.m.) samolotem do Limy (na poziomie morza), butelki z niskim ciśnieniem w środku, wgniotły się.

Zjedliśmy śniadanie, zdrzemnęliśmy się i wyszliśmy zwiedzać miasto. Rano było zimno i pochmurno, a po południu już bardzo słonecznie (skrajnie wysokie UV) i ciepło. Cusco to dawna stolica imperium Inków. I do dzisiaj jest stolicą turystyczną, jeśli chodzi o wyprawy do Machu Picchu, innych mniej spektakularnych ruin oraz na pieszy szlak Inków, którego pokonanie zajmuje kilka dni (pamiętajmy o wysokości i zadyszce, która zdarza się podczas przewracania z boku na bok w nocy!). Miasto naprawdę zachwyca swoją architekturą, klimatem i położeniem wśród przebijających się na końcach ulic zielonych gór.

Dzień 9, 10 marca 2022 r. – Machu Picchu

Dzień rozpoczęliśmy, tak jak byliśmy do tego przyzwyczajeni po puszczy, wcześnie. O 5:50 mieliśmy autobus, a właściwie trzęsący się busik na ok. 20 osób z Cusco do Ollantaytambo, skąd kontynuowaliśmy podróż już pociągiem do Aguas Calientes, miasteczka najbliższego Machu Picchu. Za całą tę podróż odpowiadało PeruRail. Szkoda, że pociąg nie jechał bezpośrednio z Cusco jak ma to miejsce w sezonie. W naszym terminie trasa była obsługiwana przez busik + pociąg.

Chcę trochę ponarzekać. Na procedury, które Peru lubi i być może jest tu peruwiański sposób na bezrobocie. Przychodzimy na stację. Żeby wejść pokazujemy bilet na pociąg i certyfikat szczepienia. Pan prosi o założenie drugiej maseczki (obowiązkowe są 2 maseczki lub 1 profesjonalna typu FFP 2/3). Zakładamy. W kolejce do busiku Pani prosi o założenie przyłbicy. Nie mamy, liczyliśmy, że egzekwowanie tego już złagodniało. I tak, w autobusie nie trzeba mieć przyłbicy, ale w pociągu tak. Wracam więc na zewnątrz dworca, by kupić przyłbice od Pani, której nie posłuchaliśmy, kiedy chciała nam je sprzedać jako obowiązkowe. Przesuwamy się w kolejce. Pani pyta, czy mamy wypełniony formularz zdrowotny. Nie, więc go otrzymujemy. W trakcie podróży go wypełniliśmy, ale nikt go od nas nie wziął. W trakcie podróży jest oficjalny zakaz jedzenia i picia.

Docieramy na stację w Ollantaytambo, gdzie przesiadamy się w pociąg. Udaje nam się bezpłatnie zostawić bagaże w przechowalni – to na plus, bo mamy je z głowy, odbierzemy po powrocie do Ollantaytambo, gdzie mieliśmy nocleg.

W pociągu egzekwowany jest zakaz picia i jedzenia. Docieramy do Aguas Calientes, dawniej Machu Pichu Pueblo. Do wejścia do Machu Pichu (są sloty co godzinę, nasz to 11-12) zgodnie z planem mamy trochę czasu, więc wykorzystujemy go na obiad. Aguas Calientes to jeszcze nie Machu Pichu. By tam dotrzeć trzeba wspiąć się dość wysoko po schodach, co musi być dość męczące na tej wysokości, w tej temperaturze (niby 20 stopni, odczuwalna dużo wyższa) i wilgotności, bo nas zmęczyło samo zejście, które trwało 1,5h. Na górę wjeżdżamy więc autobusem. Żeby kupić bilet, pierwszy raz w ciągu tego dnia potrzebny jest paszport. Wracam więc do reszty grupy po paszporty. Pani przeciąga je przez skaner jak na lotnisku i wystawia bilety. Idziemy do kolejki na autobus, w której jesteśmy pierwsi. Pani prosi o okazanie biletów do Machu Picchu. Pokazujemy i otrzymujemy pieczątkę „pre-embarcado”. Następny Pan skanuje kod QR z naszego biletu i możemy wsiadać. Jedziemy w górę 20 minut. Jeszcze tylko okazanie paszportu na wejściu do Machu Picchu i jesteśmy. Oczywiście oficjalnie trzeba mieć tam maseczkę na wolnym powietrzu i wiem, że jeszcze jakiś czas temu strażnicy krzyczeli na tych, którzy zdejmowali ją do zdjęć, ale całe szczęście już tak nie jest. Tylko raz, pod sam koniec zwrócono nam uwagę, więc na minutę je założyliśmy. Każdy musi mieć jakąś pracę. Żartowaliśmy, że mogliby zwolnić tych ludzi i wypłacać im zasiłki, żeby tylko nie męczyli turystów niekiedy absurdalnymi procedurami, byłoby lepiej.

Odnośnie kosztów, to mówiąc językiem ekonomii, jako że Machu Picchu jest jednym z cudów świata, miejscem, którego raczej nikt nie ominie będąc w Peru (a więc popyt jest nieelastyczny, niezależnie od ceny każdy chce je zobaczyć i nabyć dla siebie 1 bilet), Peru jako monopolista, wyciska z turystów ile się da. A może dałoby się jeszcze więcej?

Z Ollantaytambo do Aguas Calientes można dotrzeć wyłącznie pociągiem, nie ma tam dróg. Pociąg ten, czy bezpośrednio z Ollantaytambo czy wraz z wcześniejszym dojazdem autobusem z Cusco ma niemal identyczną cenę, najtaniej 130 USD w obie strony. Wstęp do Machu Picchu to 152 sole, czyli ok. 180 zł. A autobus na górę to 12 USD w jedną stronę. Alternatywny, tańszy transport do Aguas Calientes to dotarcie do hydroelektrowni (Central Hidroelectrica Machu Picchu), czyli od drugiej strony niż jedzie drogi pociąg i następnie 10 km pieszo po torach do miasta.

Oczywiście nie żałuję wizyty w Machu Picchu, bo jest to miejsce magiczne. Już sama przyroda jest niesamowita, a co dopiero wraz z dość dobrze zachowanymi ruinami. No to w końcu popatrzmy. 🙂

Po zejściu w dół, do Aguas Calientes schodami, mieliśmy nieco czasu na kolację i wyruszyliśmy w podróż powrotną pociągiem do Ollantaytambo, gdzie mieliśmy nocleg. W Aguas Calientes można jeszcze skorzystać z niewielkich basenów termalnych, jednak nie starczyło nam czasu.

Dzień 10, 11 marca 2022 r. – Ollantaytambo

Pierwszy nieco mniej intensywny dzień. Śniadanie, doskonały masaż (relaksacyjny + refleksologia naszych zmęczonych stóp, 1:40h za 105 zł), kawa, ceviche (tutejszy tatar z pstrąga, marynowanego w limonce), stek z alpaki (to już któryś raz, mięso podobne do wołowiny, lecz jaśniejsze), świnka morska (średnie wrażenia), widok z balkonu na główny plac, oczywiście Plaza de Armas. Wokół nas, na gęsto porośniętych, wysokich górach inne inkaskie ruiny, na które jednak się nie zdecydowaliśmy, jako że nie jesteśmy aż takimi entuzjastami historii Inków, a wstęp kosztował 70 soli, ok. 85 zł.

Wieczorem wyruszyliśmy do Cusco, gdzie wsiedliśmy w nocny autobus do Puno. Tym razem siedzenia były rozkładane tylko do 160 stopni, ale noc przeleciała dość szybko.

Dzień 11, 12 marca 2022 r. – Wyspy Uros, Jezioro Titicaca

Z dworca zostaliśmy odebrani przez gospodarzy, z auta przesiedliśmy się na łódkę i po 10 minutach dopłynęliśmy do naszej słomianej wyspy, na której spędzimy noc. Śniadanie, drzemka i 2-godzinna wycieczka po wyspach. Nasz sympatyczny przewodnik opowiedział nam jak są zbudowane. Podstawą jest wycięta z brzegu, ukorzeniona ziemia, której bloki łączy się za pomocą drewnianych pali tak, że po czasie stają się jedną powierzchnią. Następnie kładzie się na to trawę morską, wyglądającą jak gruba słoma. Co 2 tygodnie należy dokładać warstwę ok. 5 centymetrów. Budowa takiej wyspy trwa około roku, a nadaje się do zamieszkania przez ok 20-25 lat. W przypadku nieporozumień między mieszkańcami, wyspę można podzielić, przeciąć. Głębokość jeziora w miejscu, gdzie są wyspy to ok. 20 m, zaskakująco dużo, bo sąsiadują z obszarami porośniętymi trawą morską, gdzie są tylko 2 m, co sprawia wrażenie, że wszędzie jest płytko. Żeby wyspy nie przesuwały się pod wpływem wiatru i fal, a jedynie falowały w miejscu, co jest widoczne patrząc z wyspy na horyzont, przypięte są kilkudziesięcioma linkami żeglarskimi do dna. Na budowę wyspy nie są potrzebne żadne pozwolenia i nie ma opłat administracyjnych. Opieka medyczna, nie wiemy na jakim poziomie, ale jest darmowa. Jest tam także przedszkole, szkoła podstawowa i kościół. Wszystko zapewne po to, by kultywować ten atrakcyjny turystycznie sposób na życie. Obecnie turystyka to 95% aktywności mieszkańców, reszta to rybołówstwo. Wszystkie produkty oprócz ryb, wśród których króluje pstrąg tęczowy (łososiowy), ogólnie bardzo popularny w Peru, trzeba przewozić łódkami z pobliskiego Puno.

Dzień 12, 13 marca 2022 r. – Puno

Ten dzień spędziliśmy leniwie w Puno. Z balkonu naszego hotelu na Plaza de Armas, w samym centrum miasteczka, mieliśmy szczęście zobaczyć nieco lokalnego folkloru w postaci pochodu w tradycyjnych strojach. Zaopatrzyliśmy się także w liście koki, które ponoć pomagają na chorobę wysokościową (ciężko stwierdzić, czy faktycznie nam pomogły). Napar z nich piliśmy już od kilku dni, smakuje jak dobra herbata zielona, z nutami trawistymi i umami (trochę rybnymi). Szczególnych efektów nie zaobserwowaliśmy, bo jak wiadomo od koki do kokainy jeszcze bardzo daleka droga.

Dzień 13, 14 marca 2022 r. – powrót do Limy, Paracas National Reserve, Pisco

Rano, pierwszym samolotem wróciliśmy z miasta Juliaca do Limy. Tam odebraliśmy wynajęty samochód i ruszyliśmy do rezerwatu Paracas. Niestety było już za późno, by popłynąć w 2-godzinny rejs po Islas Ballestas, zwanych Małym Galapagos (są tam foki, lwy morskie itp.), ale własnym samochodem zwiedziliśmy rezerwat od strony lądu. Najbardziej przypominał nam Lanzarote i jej pustynne krajobrazy, tyle, że spotkaliśmy m.in. pelikany, flamingi i inne ciekawe ptaki. Poziom morza i wilgotne powietrze zdecydowanie bardziej odpowiadały nam niż wysokie góry.

Wracając do Limy zahaczyliśmy o Pisco, gdzie, oczywiście na Plaza de Armas, zjedliśmy kolację.

Dzień 14, 15 marca 2022 r. – powrót przez Mexico City i Madryt

Podsumowując, polecam Peru. Możliwość eksplorowania amazońskiej puszczy, spotkania niesamowitych zwierząt, odwiedzenia jednego z cudów świata, Machu Picchu i podziwiania andyjskich krajobrazów, nocowania na wyspie ze słomy na jednym z  najwyżej położonych jezior świata, stawia Peru w czołówce krajów Ameryki Południowej pod kątem zwiedzania. Oprócz tego jest bezpiecznie, a mieszkańcy są przemili. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że nie są to wakacje all-inclusive, więc trzeba być gotowym na to, że nie zawsze się wyśpi i będzie czuło cudownie, zwłaszcza na wysokościach. 20 kg walizka też nie jest zalecana, nawet jeśli jest w cenie biletu. To już bardziej podróż niż wycieczka. Jeśli jednak czyimś celem jest poznanie świata w całej jego niesamowitości, a nie wypoczynek fizyczny, będzie zadowolony. Ja wracam spełniony. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *