Zanzibar

👍 wypoczynek pod palmami na plaży białej jak mąka, kąpiele w Oceanie Indyjskim cieplejszym niż basen i doskonały masaż w chatce z liści palmowych nad brzegiem oceanu
👍 wycieczki tradycyjną łodzią dhow, wypoczynek na mieliznach otoczonych turkusową wodą, obserwowanie delfinów (Kizimkazi), snorkeling (Blue Safari, Mnemba Island)

👍 plantacje przypraw – zobaczysz gdzie pieprz rośnie, a także wanilia, goździki, chlebowiec, kurkuma czy trawa cytrynowa
👍 klimatyczna, kolonialna stolica Stone Town z ciasnymi uliczkami i promenadą tętniącą życiem
👍 zobacz i nakarm największe na świecie żółwie lądowe na Prison Island oraz żółwie morskie w Nungwi
👍 przejdź przez jedną z jaskiń, np. Tazari, ukrytą wśród pól, z ciekawą szatą naciekową i nietoperzami
👍 odwiedź Hotel Paradise znany z TVN7

Zainteresowany? Zapytaj o ofertę dla siebie!

Za dużo czytania? Zobacz relację na Instagramie.
Część I
Część II

Czwartek, 3 czerwca 2021 r. – Berlin

Korzystając z okazji, że nasz lot był z Berlina, a do Niemiec można wjechać bez testu już nie tylko w celu tranzytowym (to możliwe było podczas całej pandemii), skorzystaliśmy z możliwości odwiedzenia stolicy. W Berlinie byłem niezliczoną ilość razy, ale dawno nie zwiedzałem go jako turysta, co przy pięknej pogodzie było naprawdę przyjemnie i poczułem się tak, jakbym odkrywał go na nowo. Z atrakcji gastronomicznych, które bardzo lubię i cenię, spróbowaliśmy legendarnego Mustafa Gemuse Kebap z niczym nie wyróżniającego się food-trucka, do którego bez przerwy stoi kolejka. Warto. Dobre mięso, soczyste, podpieczone warzywa i dobra bułka. I to wszystko za niecałe 5 euro.

Piątek, 4 czerwca 2021 r. – Berlin, Wiedeń, Addis Abeba

Przed wieczornym lotem spędziliśmy chwilę na plaży w okolicach lotniska, konkretnie Badewiese Eichwalde. 15 minut jazdy. Polecam tym, którzy nie mają ochoty zwiedzać już miasta, a do lotu mają trochę czasu. Plaż nad jeziorami i rzekami w Berlinie jest mnóstwo, jak to na pojezierzu. Standardowo zaparkowałem samochód na publicznym, bezpłatnym P+R Altglienicke, ogromnym placu, gdzie zawsze jest mnóstwo miejsc. O parkowaniu w Berlinie więcej piszę tutaj. Kilka minut oczekiwania na S-Bahn i po 12 minutach dojechaliśmy do nowego lotniska Berlin Brandenburg (BER), na którym byłem po raz pierwszy. Stare lotnisko Schoenefeld mija się po drodze – obecnie jest ono przemianowane na Terminal 5 i podejrzewam, że gdy ruch lotniczy wróci do swoich normalnych rozmiarów, tam zostaną z powrotem przeniesione tanie linie.

Po drodze czekały nas przesiadki w Wiedniu i Addis Abebie (stolicy Etopii). Miała być tylko jedna przesiadka, we Frankfurcie, ale Lufthansa przesunęła datę startu połączenia z Frankfurtu o 2 tygodnie, a my chcieliśmy lecieć w pierwotnym terminie, więc bezpłatnie zmieniliśmy lot na taką trasę, liniami partnerskimi Austrian i Ethiopian. W Etiopii napiliśmy się kawy parzonej i podawanej w tradycyjny sposób.

Sobota, 5 czerwca 2021 r. – Paje, Zanzibar

Po godzinie 13 wylądowaliśmy na Zanzibarze. Formalności na granicy przebiegły sprawnie i krótko potem odebraliśmy naszą Toyotę RAV4 w zaskakująco dobrym stanie technicznym, która świetnie służyła nam przez następne 12 dni.

Pierwsze 3 noce zaplanowaliśmy w Paje, na południu wyspy, w kilkupokojowym ośrodku bezpośrednio na plaży. Jak uważamy, przy jednej z najładniejszych plaż na Zanzibarze, na której nawet w okresie odpływu nie ma skał ani wielu glonów. A w okresie maksymalnego przypływu, plaża dalej jest – a gdzieniegdzie znika zupełnie, uderzając np. w hotelowy falochron.

Niedziela, 6 czerwca 2021 r. – Paje, Hotel Paradise (Pongwe)

Dobrze jest się wyspać. Ten dzień spędziliśmy leniwie – plaża, restauracje, masaż. Ten „salon” mogę polecić, oto lokalizacja w Mapach Google (sam stworzyłem) jest tutaj. Plusem są 2 łóżka do masażu, a w zasadzie materace w osłoniętej od słońca chatce. Jeśli nie tu, to nie raz zaczepią Was różne inne Panie na plaży, jednak o stół do masażu zawsze warto dopytać. Komfort masażu na leżaku, na co niektórzy się decydują, na pewno jest niższy. Standardowa cena to 20 USD za godzinny masaż, mała negocjacja także jest możliwa.

Wieczorem odwiedziliśmy znajdujący się 15 minut jazdy od Paje Hotel Paradise (z TVN7), czyli Milele Beach Resort. Sam obiekt jest w remoncie, choć wygląda bardziej jak po huraganie. Ochroniarze pozwolili nam się po nim przejść. Spotkaliśmy Kisiela, który głośno miałczał, jak przystało na atencyjnego zanzibarskiego kotka. Zaskakującym trafem Hotel Paradise znajduje się tuż za płotem dopiero budujących się apartamentów Wojtka z Zanzibaru i funkcjonującego hotelu, w którym są wyłącznie Polacy. A więc tą dziką, rajską plażą przed hotelem, prawie jak na bezludnej wyspie, bez kontaktu ze światem, codziennie przechadzali się inni Polacy. Ciekawe, czy także w tym hotelu, mając kontakt ze sobą, innymi Polakami oraz tym samym z resztą świata, czekali na swój powrót do hotelu uczestnicy, którzy opuścili hotel? Nie mam nic przeciwko, ale widzom narzuca się trochę inne wrażenie o tym oderwaniu od świata. 😊

Do samego hotelu Pili Pili Anna of Zanzibar chcieliśmy wejść coś zjeść. Zatroskany, życzliwy kelner (z Zanzibaru) powiedział, że musi spytać menedżera, czy goście z zewnątrz mogą skorzystać z restauracji. Ale ubiegł go w tym polski, być może właśnie menedżer lub kierownik sali, ze świecącą, długą, zaczesaną do tyłu czupryną, mówiąc ze znudzoną miną „Nooł”. No cóż, w okresie kiedy byliśmy na Zanzibarze, wszyscy przybywający turyści musieli okazać wynik negatywnego testu PCR, nie tylko goście z tego hotelu, co było wymogiem narzuconym przez hotel nawet wtedy, kiedy Zanzibar nie wymagał żadnych testów. Skąd więc takie procedury? Hotel jest ładny, ale podobnych hoteli jest wiele i wbrew kreowanemu wizerunkowi marketingowemu nie uważam, że jest to najlepsze miejsce na świecie, a spędzenie urlopu w 100% polskiej wiosce jest niepowtarzalnym przeżyciem. Jak dla mnie, mija się to z celem urlopu.

Poniedziałek, 7 czerwca 2021 r. – Delfiny w Menai Bai (Kizimkazi), Mtende Beach, Jambiani

Wcześnie rano, o 5:30 wyruszyliśmy do Kizimkazi. Tam wsiedliśmy na łódkę, z pokładu której obserwowaliśmy aktywne w okolicach wschodu słońca delfiny. Gdyby nie dość wzburzone morze, można byłoby także z nimi pływać, na co liczyłem i byłem gotowy, jednak się nie udało. Tak czy inaczej byliśmy zadowoleni z tego, co udało się zobaczyć. Zapłaciliśmy 35 USD za 2 osoby (po 17,5 USD/os), czyli obniżoną cenę, wynegocjowaną na plaży w Paje u „agenta”, który rano z nami pojechał (wrócił sam), więc na miejscu, bezpośrednio na plaży, prawdopodobnie byłoby jeszcze mniej.

Następnie podjechaliśmy do plaży Mtende. To miejsce odkryłem śledząc Instagrama Beaty Pawlikowskiej. Był odpływ, więc mogliśmy zejść na dół i dużo zobaczyć. Gdy jest przypływ, woda sięga aż do schodów i wtedy zostaje widok tylko z góry. Na plaży spotkaliśmy kobiety siedzące na płasko lub kucające (tu to najpopularniejszy sposób siedzenia), rozłupujące kokosy i pozyskujące z nich włókno, wykorzystywane np. do plecenia lin, linek na leżaki itp.

Wracając na śniadanie do hotelu zahaczyliśmy o Jambiani. Na plażę spojrzeliśmy z dwóch oddalonych od siebie miejsc (zdjęcie 3 i 4) i nie przekonała nas, dużo glonów, śmieci i nieciekawych zabudowań typu walące się chatki. Zapewne dobre hotele dbają o nią w swojej okolicy, ale ta w Paje podobała nam się dużo bardziej.

Wtorek, 8 czerwca 2021 r. – leniwy dzień na plaży w Paje

Środa, 9 czerwca 2021 r. – Jozani National Park, Butterfly Center, Stone Town

Dzień zmiany bazy. Mieliśmy zmienić ją na Unguja Ukku na 1 noc, skąd kolejnego dnia rano chcieliśmy wypłynąć na tzw. Blue Safari, ale prognoza pogody wyglądała groźnie – deszcze i burze. Ostatecznie nie sprawdziła się, ale ciężko było zignorować te informacje, tak więc zmieniliśmy miejsce noclegu na Stone Town.

Najpierw odwiedziliśmy Jozani National Park, jedyny park narodowy na Zanzibarze. Pełno w nim soczystej zieleni, ogromnych drzew i małp – w tym endemicznego, tzn. występującego tylko na Zanzibarze gatunku gerezy trójbarwnej. Przeszliśmy się także po lesie namorzynowym, rosnącym w wodzie, która podnosi się i opada wraz z rytmem pływów. Przewodnik opowiedział w jaki sposób drzewa radzą sobie rosnąc w zasolonej wodzie i glebie, czyli dość nieprzyjaznych warunkach. Między innymi oddychają przez dodatkowe korzenie, wyglądające jak wystające „podpórki” pnia albo zrzucają liście (wtedy żółte), do których odprowadzają sól, obniżając jej stężenie w sobie.

Później, kilka minut drogi dalej odwiedziliśmy Butterfly Centre. Zobaczyliśmy tam motyle występujące na Zanzibarze (a więc nie jest to typowe zoo z importowanymi gatunkami), których kokony zbierane są przez Zanzibarczyków i chronione aż do osiągnięcia postaci dojrzałej. Same motyle nie były wyjątkowe, ale pierwszy raz zobaczyłem na własne oczy proces ich wzrastania od małego jajeczka (jak większe ziarenko piasku) do dojrzałego osobnika. A na koniec oprowadzający nas pan pokazał nam kameleona, to było super. 😊

I dojechaliśmy do Zanzibar City, stolicy i tym samym tętniącego życiem miasta. Tak zwana „nowa” część, bardziej współczesna, jest typowa dla biednych krajów Azji, Ameryki czy Afryki – dużo ludzi, skuterów, rowerów, kurz, hałas. Jednak stara część, Stone Town, wpisana jest na listę dziedzictwa UNESCO. I faktycznie, nie bez powodu. Zachwycająca, choć mocno przykurzona kolonialna architektura, robi wrażenie. Zameldowaliśmy się w bardzo klimatycznym hotelu (jest ich tu trochę i mają naprawdę dobre ceny) Seyyida. Zarezerwowany najtańszy pokój był ok, taki jak być powinien, ale… zapytałem o inny. I pokazano nam 3, lepsze, z którego wybraliśmy ten na poniższych zdjęciach, z widokiem na morze. Bezpłatnie. Wow!

Zjedliśmy kolację w The Fish Market. Jak na tak świetną lokalizację, dosłownie nad morzem, i dobrą kuchnię, ceny były naprawdę przyzwoite. Następnie przeszliśmy się po wąskich uliczkach, w tym po pamiątkowo-handlowej Gizenga Street i nocnym streetfoodowym bazarze Forodhani.

Czwartek, 10 czerwca 2021 r.

Tego dnia miało padać i być burzowo. Jednak prognoza zmieniła się na łaskawszą, przewidującą co najwyżej zachmurzenie do południa. Zmieniliśmy więc plany na pierwotne i pojechaliśmy na Blue Safari. „Normalna” cena takiej wycieczki z różnych miejsc na wybrzeżu to 60-80 USD od osoby. My pojechaliśmy bezpośrednio na plażę Fumba, skąd wyruszają łodzie na tę wycieczkę (ewentualnie Unguja Ukku, co planowaliśmy, ale to mniej popularne miejsce). Mimo, że przybyliśmy około godzinę po wypłynięciu łodzi (nie planowaliśmy jechać tego dnia), oczywiście nie było problemu. Tu i w biedniejszych krajach z niczym nie ma problemu. Wszystko się da. To na naszym bogatym Zachodzie często trzeba się prosić, żeby wydać u kogoś pieniądze. Już widzę tę sytuację – czy mają Państwo rezerwacje? To zapraszamy jutro albo za tydzień, kiedy są wolne terminy i w razie dalszych pytań pozostajemy do dyspozycji.

Tutaj wystarczy wysiąść z samochodu i reszta dzieje się sama. Zaczepił nas sympatyczny Pan, w 2 minuty ustaliliśmy cenę – po 25 USD (60 000 TZS) i już prowadził nas do łódki, która wraz z mieszkańcami płynącymi na wyspę nie-turystycznie, dowiezie nas do grupy wycieczkowej (kilka osób), która w tym czasie odpoczywa na płyciźnie, łasze piasku (sandbank). W ten sposób spędziliśmy tam po prostu mniej czasu, ale i tak nic nas nie ominęło.

Następnym punktem był snorkelling (średnia widoczność i atrakcyjność, dużo lepiej było przy wyspie Mnemba), pływanie w namorzynowej lagunie ze skał koralowych oraz lunch z owocami morza – w dużej ilości, dobrymi i w cenie wycieczki, cola także w cenie! Wszystkie wycieczki są identyczne – te same łodzie, plan, atrakcje, nawet pływają blisko siebie i wszystkie punkty odhaczają prawie w tej samej porze. Ewentualnie posiłek może być w innym miejscu, ale nasza garkuchnia, wyglądająca skromnie, była czysta (przynajmniej stoliki :D) i w pełni wystarczająca.

Dlatego warto mieć samochód – w ten sposób zamiast 120-160 USD zapłaciliśmy 50 USD, a samochód zarobił na 3-4 dni swojego wynajmu. I to tylko przy 2 osobach. Oszczędzanie na samochodzie za wszelką cenę, typu transfer do hotelu, a następnie wynajem z hotelu na 2-3 dni po dużo wyższych stawkach niż na lotnisku, to prawie nigdy nie jest dobry pomysł i często odradzam to moim klientom. Oszczędzać trzeba mądrze! I od tego macie mnie. 😊

O 15:30 wróciliśmy na ląd i pojechaliśmy do Nungwi na kolejne 2 noce. To stosunkowo najbardziej turystyczne miejsce na Zanzibarze. Jest tu wiele hotelowych sieciówek i jest ogólnie drogo. Na 2 noce warto zobaczyć, ale Nungwi nas do siebie nie przekonało. Hotele są jeden przy drugim, a podczas przypływu, plaża praktycznie nie istnieje, bywa, że trzeba iść od tyłu, szutrową pieszą drogą. My zatrzymaliśmy się w tanich Amaan Bungalows – hotel skromny, ok, widok z restauracji piękny, ale spędzić tu (ani ogólnie w Nungwi) całego pobytu bym nie chciał.

Piątek, 11 czerwca 2021 r. – Nungwi

Leniwy dzień. Po śniadaniu doszliśmy plażą, zahaczając o mały targ rybny, do Nungwi Mnarani Aquarium, spotkać się z żółwiami morskimi. Ten szkielet na zdjęciach to szkielet humbaka.

Następnie wstąpiliśmy na masaż do Kibabu Spa, lokalizacja na Mapach Google (dodałem ją) jest tutaj. Był to zdecydowanie najlepszy z 4 dobrych masaży na Zanzibarze. 35 USD za 2 osoby, czyli po 17,50 USD.

Sobota, 12 czerwca 2021 r. – targ w Mkokotoni, Tazari Caves, Kiwengwa

Dzień zmiany bazy, na czwartą, już ostatnią.

Bez większego przekonania zboczyliśmy z drogi w kierunku jaskiń Tazari, czytając wcześniej, że jaskinie na Zanzibarze nie są zbyt okazałe. Nie znalazłem także zbyt przekonujących zdjęć. Rzeczywistość znacznie przerosła nasze oczekiwania. Była to całkiem niekrótka wędrówka po 2 dużych jaskiniach. Przypominają one raczej porowate jaskinie lawowe niż nasze, polskie, krasowe z bogatą szatą naciekową, ale i tak robią wrażenie. Miejscami bywa ciaśniej, a na końcu drugiej jaskini, gdzie zobaczymy wiele nietoperzy – jest naprawdę duszno. To w ramach ostrzeżenia dla osób wrażliwych na te kwestie. 😊 Wstęp 20 000 TZS (ok. 9 USD) od osoby, ale za 25 000 TZS (11 USD) za 2 osoby też się dało. Nie ma biletów, innych turystów też nie było. Chyba prowadzący to ludzie dostali jaskinię „w zarząd”.

Po drodze zahaczyliśmy o targ w Mkokotoni, zupełnie nieturystycznym miasteczku. Nikt (tzn. tylko jeden Pan) nas nie zaczepiał, nie pozdrawiał, nie chciał nic sprzedać, co jest rzadkością. Ale nawet jeśli byliśmy zaczepiani wcześniej, nigdy nie czuliśmy się w jakikolwiek sposób niekomfortowo czy niebezpiecznie, co najwyżej byliśmy już zirytowani takim samym schematem rozmowy, która oczywiście nie rozpoczyna się od propozycji handlowej, a trudno być niemiłym czy milczeć, jeśli ktoś sympatycznie zagaduje. Tyle, że wiadomo, co będzie za chwilę – pamiątki, wycieczki, marihuana…

Dotarliśmy do naszego 5-gwiazdkowego hotelu all-inclusive na ostatnie 6 nocy – Bluebay Resort and Spa w Kiwengwa. Mogę polecić. 😊 Formułę all-inclusive także, zwłaszcza, że w restauracjach wypróbowaliśmy już wszystko i teraz, paradoksalnie, to w hotelu była większa różnorodność posiłków. Dostaliśmy darmowy upgrade z pokoju standard (widok na ogród) do pokoju superior z dalekim widokiem (ze wzgórza) na ocean. Uprzedzając ewentualne pytania – takie rzeczy ustala się na miejscu, wpisanie prośby o darmowy upgrade do lepszego pokoju, niż się zarezerwowało, oczywiście jest możliwe, ale raczej nic nie da. Jedzenie także było bardzo dobre, na tyle, że nie marzyłem o tym, co zjem po powrocie do Polski, a drinki z dobrej jakości alkoholi i napojów (butelkowanych).

Niedziela, 13 czerwca 2021 r. – Stone Town, Prison Island

Przez to, że kilka dni wcześniej nastraszyła nas pogoda i zmieniliśmy plany noclegowe, nie zobaczyliśmy wszystkiego w Stone Town za jednym razem. Dlatego wróciliśmy. Zaparkowaliśmy przy małej plaży przy porcie w Stone Town i za 2 minuty już mieliśmy wynegocjowaną motorówkę, tylko dla siebie (innych chętnych brak w okolicach godziny 15), która zabrała nas na Prison Island. Za 55 000 TZS (ok. 24 USD) na 2 osoby. Na wyspie miało być więzienie, stąd nazwa, ale ostatecznie był tu ośrodek kwarantanny dla przyjezdnych. Dziś wyspa znana jest z największych na świecie żółwi lądowych, które jako podarunek zostały przywiezione tu z Seszeli. Najstarszy z nich ma 196 lat. Udało mi się go nakarmić.

Następnie dokończyliśmy zwiedzanie Stone Town. Najbardziej emocjonującą częścią była wizyta na targu Darjani.

Poniedziałek, 14 czerwca 2021 r. – plantacja przypraw Kizimbani

Tego dnia, jako urozmaicenie wypoczynku plażowego, wybraliśmy się na plantację przypraw. W okolicy Kizimbani jest ich wiele, ale nas interesowała ta największa, państwowa. Nie jest zbyt dobrze oznaczona, nawet na Mapach Google, więc wypraktykowaną lokalizację wskazuję tutaj. 🙂 Im bliżej celu, tym więcej osób macha i próbuje nas zatrzymać, zapewne po to, by zostać naszym przewodnikiem. Takimi sztuczkami polecam się nie przejmować. Po dojechaniu do końca, nie ma żadnego oficjalnego wejścia, płotu, kasy, cennika ani biletów, co jest trochę dziwne. Po prostu płaci się 10 USD od osoby oczekującym tam lokalnym przewodnikom. My wynegocjowaliśmy tę kwotę już z wliczonym przewodnikiem plus dodatkowo jak zawsze napiwek na końcu. Trochę dziwne, ale spędziliśmy ciekawie czas i zobaczyliśmy jak rośnie pieprz, wanilia, kurkuma, chlebowiec i inne. Na końcu można zrobić zakupy w stoisku z przyprawami – ceny w miarę przyzwoite, choć to jednak bardziej pamiątka niż typowe zakupy, więc jest drożej niż w Polsce. 🙂

Wtorek, 15 czerwca 2021 r. – snorkeling przy wyspie Mnemba

Jeden z ostatnich dni. Byliśmy nasyceni już wszelkiego rodzaju atrakcjami, ale zdecydowaliśmy się wyruszyć po śniadaniu na wyspę Mnemba, a konkretnie na otaczające ją rafy koralowe i mieliznę jak z obrazka biura podróży, bo na samą wyspę wstępu nie ma. Była to świetna decyzja. Tym razem negocjacje zajęły nam trochę dłużej, bo około 5 minut i cena prywatnej łódki dla 2 osób spadła z 50 USD za 2 osoby i wyniosła 70 000 TZS (ok. 30 USD, po 15 USD/os). Ceny wycieczek z hoteli i biur to nawet 60 USD od osoby, oczywiście na łódce dzielonej z innymi. W ten sposób samochód zarobił na 3-4 dni swojego wynajmu. Zanzibarczyk, który nas zaczepił i negocjował z nami cenę, teraz jako przewodnik po morskim świecie, okazał się bardzo cenny. Nie tylko zabierał nas tam, gdzie coś można zobaczyć, ale wskazywał różne rybki i żyjątka, które moglibyśmy przeoczyć, a nawet nurkował dla nas po rozgwiazdy, byśmy mogli je dotknąć. Po snorkelingu odpoczęliśmy na łasze piasku, czując się jakbyśmy byli w jakimś nierealnym świecie. Ta wycieczka to obowiązek, dużo ważniejszy niż Blue Safari, choć jest krótsza.

Środa, 16 czerwca 2021 r. – leniwy dzień na plaży

Czwartek, 17 czerwca 2021 r. – powrót do Polski

Z ciekawszych rzeczy mogę wstawić zdjęcia z widokiem na Zanzibar oraz Kilimandżaro, gdzie mieliśmy międzylądowanie. 😊

Podsumowując, gorąco polecam Zanzibar. Popularność, którą zdobył, najpewniej przez to, że przez ponad rok pandemii nie wymagał żadnych testów ani szczepień, może niektórych zniechęcić. Niepotrzebnie. Zanzibar nie jest wyspą zadeptaną przez turystów, instagramową wydmuszką czy drugim Zakynthos, na którym od Greków więcej jest Polaków. Oferuje nie tylko piękne plaże i bardzo dobre hotele (to nie jest oczywiste, patrz Gambia), ale dużo więcej atrakcji przyrodniczych, a nawet kulturowych, co także nie jest oczywiste w kierunkach tego typu – Stone Town. Do tego pora deszczowa jest dosyć krótka (kwiecień-maj), więc można tu przylecieć prawie cały rok. Z samolotu lecącego do Addis Abeby, kończę tę relację. 😊

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *