Azory (Sao Miguel)

👉 odludne, europejskie Hawaje 1500 km od Lizbony,
👉 jedyne w Europie plantacje herbaty, plantacje ananasów
👉 wszechobecna gęsta, zielona, tropikalna roślinność,
👉 kaldery, dymiące siarką fumarole, wodospady i wulkaniczne jeziora,
👉 termy z wodą o temperaturze 40-50 stopni w tropikalnym lesie,
👉 wiele szerokich, pustych plaż z drobnym, szarym piaskiem,
👉 dzikie wybrzeże ze stromymi klifami i zachwycającymi punktami widokowymi,
👉 mnóstwo dobrze oznakowanych tras pieszych o różnych poziomach trudności,
👉 pyszne owoce morza i steki wołowe.
Zainteresowany? Zapytaj o ofertę dla siebie!

Za dużo czytania? Zobacz relację na Instagramie.

Na Azory wybierałem się od dawna. Szczególnie zimą można tam dolecieć w bardzo dobrej cenie, biorąc pod uwagę, że są oddalone o 3500 km od Wrocławia (Toronto tylko 1000 km więcej). Na miejscu także ceny są przyzwoite jak na Europę Zachodnią. Do tego był to ostatni kierunek w okolicach Europy, który jest zadowalająco ciepły w zimie, a jeszcze go nie odhaczyłem. Pojawiła się też myśl o wycieczce do Egiptu, bo za 1100 zł można było mieć tydzień all-inclusive, a więc uniknąć wydatków na miejscu, ale gdyby po tym, czego doświadczyłem na Azorach, ktoś chciał wymienić moje wspomnienia na Egipt, chyba bym się popłakał.

Azory to dla mnie kierunek najwyższej jakości. Turystów prawie brak, nawet mieszkańców niewiele, niewielka, ale dobra baza hotelowa w okolicach stolicy i przyroda. Dzika, autentyczna, a jednocześnie dobrze przygotowana do eksplorowania – poprzez wyznaczenie szlaków pieszych czy infrastrukturę turystyczną przy atrakcjach, jednocześnie nie psującą uroku danego miejsca budami z watą cukrową i zapiekanką XXL. Idealny kompromis między dostępnością a autentycznością.

Tak jak wspomniałem, szczególnie w zimie na Azory można dolecieć dość tanio, ale niestety rozczaruję osoby oczekujące bezpośrednich lotów ze swojego miasta w idealnie pasującym terminie i o dogodnych godzinach. 🙂 Bezpośrednich lotów nie ma. Trzeba przesiąść się w Lizbonie, Porto lub Londynie. Można celowo wydłużyć przesiadkę czyniąc z niej dodatkową atrakcję i szansę na zwiedzenie któregoś z miast.

Dzień 1 – 29 lutego 2020 r.

W moim wypadku był to Londyn. W drodze na Azory przesiadka trwała 10h, a że w Londynie byłem 10 lat temu, tym razem zdecydowałem się odwiedzić Cambridge, gdzie z lotniska Londyn-Stansted dotarłem pociągiem w 30 minut. Całe miasto, łącznie z drogą z dworca, można pokonać pieszo. Na lotnisku jest przechowalnia bagażu, ale droga, ok. 12 GBP za sztukę bagażu, niezależnie od rozmiaru. W informacji turystycznej w Cambridge jest o połowę taniej, ale bagaż przechowują tylko do 15:30, bo niedługo później zamykają.

Cambridge to ładne miasto, w typowo brytyjskim stylu. Prezentuję więc kilkanaście zdjęć z centrum, zdominowanego przez uniwersytecki kampus. Warto odwiedzić także muzeum Fitzwilliam z eksponatami z czasów starożytnego Egiptu, Rzymu, Grecji i nie tylko. Jak wszystkie muzea w Wielkiej Brytanii, jest bezpłatne. Miasto jest ładne, więc świetnie było je zobaczyć, ale jednak nie w moich klimatach. Tyle mi wystarczy, można lecieć dalej na Azory. 🙂

Na Azory, a konkretnie wyspę świętego Michała (Sao Miguel) przylecieliśmy po 21. Już po wyjściu z samolotu poczułem letnie, wilgotne, pachnące morzem, ziemią i kwiatami powietrze. To jest to! Puste, niewielkie, spokojne lotnisko. Na lotnisku zobaczyłem ciekawą makietę, pokazującą jaka duża część tej wulkanicznej wyspy znajduje się pod powierzchnią oceanu. Po niezdrowej, ale najtańszej podczas całego pobytu, kolacji w czynnym do nocy Burger Kingu za 5 euro, dotarliśmy do hotelu. Za to lubię podróżowanie poza sezonem. Zamiast licytować się z innymi turystami i płacić potrójnie za coś miernego, w świetnej cenie można spać w bardzo dobrych warunkach. Do tego trafił nam się darmowy upgrade do junior suite z widokiem na ocean, zamiast zwykłego pokoju z widokiem na ogród. Położony na odludziu hotel Pestana Bahia Praia był nieskazitelnie czysty i spało się w nim świetnie.

Dzień 2 – 1 marca 2020 r.

Zwiedzanie rozpoczęliśmy od kościoła i zarazem punktu widokowego Ermida de Nossa Senhora da Paz. Widać stąd było położony na oceanie krater-zatoczkę, Islet of Vila Franca do Campo. W sezonie można wybrać się tam łódką za 8 euro.

Kolejnym punktem były dymiące fumarole w Furnas przy jeziorze Lagoa das Furnas. W powietrzu unosił się zapach siarki. W tym miejscu, w wydrążonych „studniach” przyrządza się tradycyjne danie, kociołek z warzywami i mięsem. Na naturalnym cieple ziemi. Ciekawe. 🙂 Wstęp 3 euro, wyłącznie gotówką.

Później pojechaliśmy do Parku Terra Nostra. Jednej z największych atrakcji wyspy. Oprócz przepięknej trasy spacerowej jak w ogrodzie botanicznym i arboretum jednocześnie, do pokonania w około godzinę, można się tam wygrzać w ogromnym termalnym basenie z rdzawą (barwiącą stroje) wodą lub dwóch mniejszych „jakuzzi” z nieco bardziej przejrzystą wodą. Wspaniałe doświadczenie. Wstęp 8 euro.

Na zakończenie dnia powędrowaliśmy (ok. 40 minut w jedną stronę) do wodospadu Salto do Prego w Faial da Terra.

Dzień 3 – 2 marca 2020 r.

Wybraliśmy się do Sete Cidades, z którego okolic rozpościera się najbardziej znany, pocztówkowy widok na Lagoa Azul i Lagoa Verde. Niestety już na wysokości pierwszego punktu widokowego wjechaliśmy w chmury, więc zmieniliśmy plany. Pogodę w różnych częściach wyspy, szczególnie górskich, warto sprawdzać na kamerkach online tutaj.

Pojechaliśmy do punktu widokowego w Capelas (Miradouro do Porto das Capelas), a później do Ribeira Grande.

Później zatrzymaliśmy się w punkcie widokowym Miradouro de Santa Iria.

Kolejnym punktem trasy była wizyta na plantacji i w fabryce herbaty Che Gorreana, ponoć jedynej w Europie. To tę herbatę piłem na śniadaniach. Delikatna i całkiem dobra. Budynek jest niewielki i skromny, a otaczają go pola herbaciane wśród których wyznaczono całkiem długi szklak pieszy. Pokonaliśmy tylko jego część. Wstęp do fabryki jest darmowy i zwiedza się ją samodzielnie.

Na zakończenie dnia podjechaliśmy do Parque Natural da Ribeira dos Caldeirões, niewielkiego, pięknie utrzymanego parku z miejscami np. do urządzenia grilla. Z zapewnionym drewnem i rusztami. Wstęp bezpłatny. To jest właśnie ta świetna infrastruktura, o której pisałem na początku. No może nawet troszkę przesadzona, bo wodospad, bo wspięciu się na niego od tyłu, okazał się sztuczny, biegła tam rura pompująca wodę z pobliskiego potoku. 🙂

Na kolację wybraliśmy się do pobliskiej restauracji Os Melos w Achadinha. Za 10 euro ma się dostęp do nielimitowanego bufetu (ryby, mięso, dodatki), dowolny napój (nawet butelkę wina na osobę) i deser. W porównaniu do cen w innych miejscach na wyspie, jest to świetna okazja.

Dzień 4 – 3 marca 2020 r.

Dzień rozpoczęliśmy od wizyty na plantacji ananasów. Jest ich kilka na wyspie, my wybraliśmy Pineapples St. Anthony. Wstęp bezpłatny, zwiedzanie samodzielne. Można otrzymać ulotkę z krótką historią i procesem wzrostu ananasa. Co ciekawe, trwa to ponad 2 lata.

Następnie pojechaliśmy na zachodnie wybrzeże, do Ponta da Ferraria, gdzie znajduje się SPA z termami oraz niezwykłe, atramentowo czarne lawowe wybrzeże, w które widowiskowo uderzają wzburzone fale. Uformował się tam niewielki morski basen podgrzewany… lawą. Efekt ponoć jest odczuwalny tylko przez 2 godziny w trakcie szczytu odpływu (do sprawdzenia np. tutaj). Nie próbowałem, bo wiało i woda była dość wzburzona.

Później północnym wybrzeżem skierowaliśmy się do stolicy, Ponta Delgady. Nie było w niej zbyt wielu życia – kilka pustych restauracji i barów. Krótki spacer i wystarczy.

Dzień 5 – 4 marca 2020 r.

Tego dnia pogoda zaplanowała nasz dzień. W górzystym Sete Cidades pokazało się słońce, co sprawdziłem na kamerkach. Warto więc wykorzystać tę szansę. Pierwszym punktem trasy był punkt widokowy Miradouro do Pico do Carvão.

Później zjechaliśmy z głównej drogi do Lagoa Empadadas, skąd wspięliśmy się w kilkanaście minut do punktu widokowego Miradouro do Pico do Paul.

Po kilku kilometrach, kolejnym punktem widokowym był Miradouro da Grota do Inferno. Jak się okazało, to najlepszy widok na wulkaniczne jeziora Lagoa Azul i Lagoa Verde, dużo lepszy niż słynny Visa do Rei. Warto wiedzieć, że brama prowadząca do parkingu, skąd dalej idzie się pieszo, jest zamykana, przynajmniej poza sezonem już o 15, mimo że słońce zachodzi kilka godzin później. W drodze powrotnej można spojrzeć na leżące przy tej leśnej drodze Lagoa do Canário.

Następnie pojechaliśmy do najsłynniejszego, choć nie najlepszego punktu widokowego Miradouro da Vista do Rei. Większą atrakcją był położony tuż przy nim opuszczony hotel, który otworzył się w latach 80. i zamknął zaledwie po dwóch latach. Atrakcja dla fanów urbexu.

Wróciliśmy inną drogą, przejeżdżając przez Sete Cidades zachodnim i południowym wybrzeżem. Dotarliśmy do okolic hotelu, Villa Franca do Campo, gdzie zjedliśmy kolację.

Dzień 6 – 5 marca 2020 r.

Był to najbardziej słoneczny dzień pobytu, więc spędziliśmy go na plaży Praia da Pedreira, do której schodzi się wieloma schodami, dzięki czemu jest prawie odludna. Tylko na chwilę pojawili się na niej inni ludzie. Mimo, że było 16 stopni, w słońcu było bardzo ciepło i opaliliśmy się. Nie po raz pierwszy tak właśnie jest, gdy według danych klimatycznych czy prognozy pogody ma być zimno, pochmurno i deszczowo. Na miejscu okazuje się dużo lepiej. Kolację zjedliśmy w bardzo lokalnym barze Scorpion Café w Ponta Garca, w połowie poświęconym piciu, ciemnym i zadymionym papierosami, a w połowie, niezbyt klimatycznej, ale przynajmniej wolnej od dymu, jedzeniu. Za 8 euro zjedliśmy ogromny i dobry stek wołowy.

Dzień 7 – 6 marca 2020 r.

Dzień rozpoczęliśmy od odwiedzenia parku Monumento Natural da Caldeira Velha, którego główną atrakcją są wkomponowane w tropikalne otoczenie baseny termalne. Wstęp 8 euro, limit czasu 2 godziny (nie sprawdzany).

Następnie wspięliśmy się na wodospad Salto do Cabrito, jednak z dołu widać go zdecydowanie lepiej. 🙂

Chcąc zdążyć przed zachodem słońca, szybko podjechaliśmy do Nordeste, skąd widać latarnię morską na Ponta do Arnel, a następnie na 2 niesamowite punkty widokowe: Miradouro da Ponta do Sossego i Miradouro da Ponta da Madrugada. W obu spotkaliśmy idealnie przystrzyżone drzewka, krzewy, kwiaty, wygrabioną ziemię. I kotki. Czystość na Azorach i Maderze jest godna podziwu.

Podsumowując, Azory, a w zasadzie wyspa Sao Miguel, która uważana jest za ich esencję, zachwyciła mnie. Cisza, spokój, autentyczność, bujna, tropikalna roślinność, niesamowicie świeże i pachnące powietrze. Trudno o lepsze miejsce do głębokiego, fizycznego i psychicznego wypoczynku. Kierunek najwyższej jakości. Gorąco polecam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *